piątek, 26 marca 2010

"Przypominam sobie wyznanie pewnego chłopaka, który, nie da się ukryć, był nieprzeciętnym oryginałem. Świadczyło o tym nawet to, że słowa, które za chwilę przytoczę, wypowiadał publicznie i praktycznie bez żadnej żenady. Kiedy właśnie na jednym z obozów młodzieżowych rozgorzała przy ognisku dyskusja na temat "czekać, czy nie czekać do ślubu?", ku zaskoczeniu wszystkich właśnie Marek, znany ze swoich ortodoksyjnie katolickich poglądów, powiedział nieoczekiwanie:

- A właśnie ten mój pierwszy raz wcale nie będzie w noc poślubną.
(...)
- Powiem wam szczerze, że tak sobie marzę, by moje pierwsze współżycie z kobietą mojego życia było prawdziwym arcydziełem. Wszystko w zasadzie dokładnie zaplanowałem. O podejmowaniu tej akcji przed ślubem nie ma mowy. To byłoby partactwo. Po prostu brak warunków zewnętrznych i wewnętrznych. Noc poślubna też odpada. Po całej weselnej imprezie człowiek nadaje się do remontu, a nie do szałowego love story. Trzeba odczekać przynajmniej jeden dzień. A wtedy właśnie... Najpierw pójdziemy do teatru, potem na bajerancką kolację do lepsiejszej knajpeczki. Tam nie za ostro pobalujemy, a potem w taksóweczkę i do domu. A tutaj pełny luz, wyłączony telefon, przyciemnione światło, trochę szampana i muzyka. No i - oczywiście! - szerokie łóżko z ciemną, aksamitną pościelą.
(...)
Już po wszystkim, wyjdziemy sobie z żoną na balkon pooglądać gwiazdy i dokończyć szampana, a potem spokojnie, przy łóżku na którym współżyliśmy, odmówimy pacierz. Tak. Właśnie tak. Zamiast wyrzutów sumienia spojrzymy Panu Jezusowi prosto w oczy i podziękujemy Mu za dar fizycznej miłości. Rozumiecie? To będzie symfoniczny, duchowo - fizyczny koncert miłości. Bo to, co uprawia się w namiotach, na balangach, to jest po prostu żałosna chałtura.
(...)

Czy Marek zrealizował swoje plany? Nie wiem. Kiedyś spotkałem go, gdy nosił już obrączkę na palcu, ale był już wtedy tak poważnym biznesmenem, że nie odważyłem się zadać mu tego pytania. Ponieważ jednak, jak słyszałem ma czwórkę dzieci, to chyba te jego symfoniczne, duchowo - fizyczne koncerty nieźle brzmią."

x. Piotr Pawlukiewicz, Porozmawiajmy spokojnie o... tych sprawach

 ~ coś pięknego...

niedziela, 21 marca 2010

Długo zastanawiałam się co mogę tu napisać, żeby właściwie oddać to, co czuję i co się teraz u mnie dzieje. Nic nie wymyśliłam. Bardzo pragnę wiosny. Jak nigdy.
A przede wszystkim wiosny w duszy i w sercu.

Zdarzają się małe radości, za które może za rzadko Bogu dziękuję.
A podobno szczęśliwym się bywa, a nie jest. Więc czy mogę powiedzieć, że ostatnio bywam szczęśliwa? Czasem. Czasem przez chwilę tak. Drobnym, codziennym szczęściem (np. zajęciami odwołanymi;))
Co mi Bóg da - tego nie wiem.

Tylko chyba pokory i cierpliwości teraz mi najbardziej trzeba.

I żeby Ciebie kochać i od Ciebie nie odejść.